Kilka tygodni temu fabryczni riderzy zespołu Red Bull KTM zawitali do Polski. Powodu chyba nie trzeba przypominać – Red Bull 111 Megawatt! Jak się okazało pobyt w Polsce Tadka Błażusiaka oraz Jonny’ego Walkera, czyli pomarańczowych speców od Extreme Enduro, był także doskonałą okazją to tego, by nakręcić film ukazujący nie tylko mistrzowskie zdolności riderów, ale także prezentujący to, co potrafią przedstawiciele rodziny KTM Freeride – elektryczny model E-XC oraz czterosuwowy 350!
Pomarańczowa familia Freeride, to na chwilę obecną trzy sprzęty. Czterosuwowa 350-tka – lekka, zwinna, ale stosunkowo słaba. 250-tka R, która dzięki dwusuwowej jednostce napędowej zdecydowanie lepiej realizuje filozofię, jaka przyświecała opracowywaniu motocykli Freeride oraz technologiczny cud KTM – elektryczny motocykl Freeride E, dostępny w trzech wariantach:
- E-XC – enduro z oświetleniem i możliwością homologacji
- E-SX – motocrossowy elektryk
- E-SM – supermotowy (cholernie dziwnie brzmi ten przymiotnik, ale sami przyznacie, że np. przymiotnik lutowy też nie brzmi najszczęśliwiej…) elektryk
Co łączy te trzy ostatnie motocykle poza literką E? Przede wszystkim dwie kwestie. Cholernie wysoka cena, która oscyluje w okolicach 50 kawałków i niestety szybko rozładowujący się akumulator. Zgromadzona w nim energia pozwala na zabawę w granicach 60 minut. Jeśli myślicie więc o dłuższym wypadzie w teren lub na miasto, to musicie wynająć ze sobą dwóch Szerpów, którzy konwencjonalnymi EXC będą wieźli na swoich plecach po jednej zapasowej baterii. Koszt takiej baterii to około 12-14 tysięcy. Do tego policzcie wynagrodzenie dla Szerpów no i paliwo do ich EXC. Naprawdę cholernie droga impreza… Takie są fakty.
Dla niektórych Freeride jest jednak ucieleśnieniem zła, ekologicznym demonem, który chce dokonać zamachu na off-roadowym świecie. Jest symbolem końca enduro, supermoto, czy też motocrossu. Dlaczego? Bo jest cichy, nie wydaje dźwięku i nie smrodzi. Moim zdaniem takie myślenie, to spora przesada… Tym bardziej jeśli mowa o KTM, który jako niemalże jedyny producent nigdy nie zrezygnował z rozwoju jednostek dwusuwowych i który jako jedyny producent motocykli MX/Enduro może poszczycić się tak bogatą gamą motocykli 2T!
Elektryczny Freeride nie jest więc moim zdaniem symbolem zła, a raczej symbolem off-roadowego geniuszu KTM, który dzięki zgromadzonemu doświadczeniu i opracowaniu rodzin SX/EXC, w których już praktycznie nie można mówić o jakichkolwiek lukach (mamy przecież tak niespotykane modele jak 150, 200, 350, 500) może zacząć podbój nowych terenów, jakimi w przypadku światka off-roadu poza 2T i 4T jest dopiero rodzący się sektor pojazdów E. Znacie przyszłowie: Kto nie idzie do przodu…. No właśnie 🙂
Strach przed eko-przyszłością odłożyłbym więc jeszcze na kilkanaście ładnych lat do szafy. W chwili obecnej należy patrzeć na to raczej w ten sposób, że skoro w świecie samochodów dokonujemy wyborów głównie między silnikami benzynowymi i diesla, to od pewnego czasu możemy kupić także hybrydę albo elektryka (np. Nissan Leaf). W świecie motocykli zaczyna być tak samo. Główne opcje to w tym wypadku 2T i 4T – do tego zaczynają dochodzić elektryki.
A co do Freeride’a E, to większość hejterów, z którymi miałem okazję rozmawiać na jego temat dokonuje negatywnej oceny tego motocykla przez pryzmat tylko tego, że jest on elektryczny. Ciekawie zaczyna się robić dopiero wtedy, gdy pada pytanie – jeździłeś? Albo widziałeś chociaż jak to jeździ? No właśnie. Ja miałem okazję dosiąść Freeride E-XC oraz E-SX i od tej pory mówię wprost – CHCIAŁBYM TAKIE COŚ W SWOIM GARAŻU! Nie jako zastępstwo za EXC, ale po prostu jako drugi sprzęt.
Zaznaczam, że nie jest to prawdziwe enduro ani motocrossówka – jest to motocykl z rodziny Freeride, którego głównym zadaniem w moim przekonaniu, jest po prostu dawać riderowi fun! 42 Nm od samego początku robią swoje. Sposób oddawania mocy w tym pojeździe jest zupełnie inny i trudno go z czymkolwiek porównać. W każdym razie odkręcenie gazu dostarcza potężnej dawki radości i naprawdę nie chce się z niego schodzić. Jest to zupełnie coś nowego i dopóki się nie spróbuje, to uważam, że nie powinno się przekreślać Freeride’a E.
Freeride E może okazać się również idealny dla początkujących. Jazda nim jest bowiem dziecinnie prosta. Odkręcamy gaz i tyle. Riderzy muszą jednak na początku uważać. Zamiast sprzęgła jest hebel!!!!
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że w Freeridzie E najbardziej razi i jeszcze długo w naszych polskich realiach będzie razić… cena.
A teraz w końcu filmik. Przyznam szczerze, że trochę popłynąłem z tematem. A chciałem po prostu podzielić się z Wami ciekawym filmikiem z naszym bohaterem narodowym w jednej z głównych ról! Temat Freeride’a E jednak chyba dość mocno we mnie siedział i w końcu dałem temu upust. Wierzę, że wyrzucenie tego z siebie wpłynie na poprawę jakości mojego snu. Okej, koniec. Tadek i Dżoni w akcji!
2 Pingback