Zamiast jak normalny człowiek w weekend się wyczilować, zabrać gdzieś wybrankę swojego serca lub ewentualnie… sponiewierać się gdzieś w terenie jak dzika świnia, to miniony weekend wraz z Kaczmarczykami spędziłem w niemieckiej Riesie na drugiej rundzie Mistrzostw Świata SuperEnduro. Było godnie, ale…
nastresowałem się konkretnie. Rywalizacja w SuperEnduro to nie spacer po lesie i na brak emocji to tam raczej nie można narzekać. Naprawdę grubo robi się jednak kiedy walczy Twój ziom, ściga się jak zły, a ty albo z trybun, albo przed monitorem w padoku śledzisz to wszystko i wiesz… że obrał złą ścieżkę! Że spartolił tego block pasa przez co stracił miejsce. W końcu jak na Polaka przystało na skokach narciarskich, futbolu katastrofach lotniczych znam się fest! To i na SuperEnduro chyba też!
To oczywiście JOKE – i to taki soczysty 🙂
Jeśli chodzi o SuperEnduro, to Oski zna się akurat na rzeczy i w tym co robi, jest coraz lepszy. Od Krakowa, który wiązał się dla nas z wieloma niewiadomymi (chodzi o to, jak daleko od ostatniego sezonu odskoczyła nam konkurencja), wiemy, że nie jest źle. Oskiemu coraz bliżej to czoła stawki, niż do ogona. I to właśnie, jego obecność tak w ścisłym czole, jak miało to miejsce podczas pierwszego wyścigu w Riesie (ale też w Krakowie!), tak stresuje, a zarazem pobudza potężne pokłady endorfin.
No, także Oskar zaczął w Niemczech naprawdę PRO. Mimo startu z drugiej linii kozacko wymknął się z zawirowania pierwszego zakrętu i pomknął za Gallasem. Potem dojechali ich Fernandez i Flanagan. Była batalia na najwyższych obrotach i finalnie 4 lokata na mecie.
Start biegu drugiego zakończył się sporym zamieszaniem w pierwszym zakręcie, w którym zrobiło się naprawdę ciasno. Wtedy Oski po wyjściu z niego plasował się gdzieś w połowie stawki, a później musiał odpierać ataki Leona Hentschela. Ziom ładnie poleciał w kwalifikacjach, podczas których wykręcił pierwszy czas (Oskar trzeci). Tym razem Oskar mu się nie dał i ostatecznie po zaciętej walce uprzedził go na mecie i podsumował wyścig z 6 wynikiem w stawce. To było piękne! A cięli się ostro.
Bieg trzeci numer #6 ukończył na 7 miejscu. A więc 4-6-7, co dało 6 miejsce w generalce. Druga szóstka w sezonie była satysfakcjonująca, o czym Oskar mówił wprost zaraz po zakończonym wyścigu.
To była fantastyczna eliminacja. Początkowo wnioskowałem, że tak techniczny tor przyniesie mniej dynamiczną rywalizację, ale myliłem się. Po treningach i kwalifikacjach gdy się rozkręciliśmy, było już wiadomo, że naprawdę tempo będzie bardzo wysokie. Ze swojego startu jestem bardzo zadowolony, bo pojechałem w miarę równo, co dało 6 miejsce w klasie. W finale pierwszym zaliczyłem bardzo dobry start i długo udało mi się utrzymać w ścisłej czołówce. Byłbym trzeci, ale na ostatnim okrążeniu brakło trochę szczęścia. W kolejnych biegach już nie udało mi się tak sprytnie przebić do czoła, ale cieszy mnie fakt, że poczucie zmęczenia było zdecydowanie mniejsze, niż w Krakowie. To znak, że idziemy w dobrym kierunku.
No dobra, a więc dwie z 5 eliminacji za nami. Co dalej? Malaga w Hiszpanii, a więc kawał drogi. A skoro mowa o sporej ekspedycji, to oczywiście także o sporej – kasie. A z tą w polskim środowisku offroadowym wiadomo jak jest. Walczymy i osobiście wierzę, że kolejny wpis poświęcony SuperEnduro będzie wzbogacony o foty z Malagi. Pożyjemy, zobaczymy! Do 17 lutego, czyli dnia startu, jest jeszcze trochę czasu.
Strzała!
_
HI
1 Pingback